Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/630

Ta strona została przepisana.

jest zwyklem następstwem w podobnych przypadkach; myśliwi napotkali w biegu prawie nieprzezwyciężone przeszkody, głosy psów zginęły w oddaleniu i sam król powrócił do wyż wspomnianej drogi, klnąc podług zwyczaju, najrozmaitszemi sposoby.
— No i cóż, d’Alençon? Cóż Henrysiu?... — zawołał. — Wy tutaj, obojętni i spokojni, jak mniszki idące za ksienią. O! to się nic nazywa polowaniem. Ty, d’Alençon, zdaje się, jak gdybyś wyszedł z pudełka od perfum; tak pachniesz, że gdybyś przejechał między zwierzem i psami, bezwątpienia te ostatnie straciłyby trop. A ty, Henrysiu, gdzie twój oszczep i rusznica?
— Najjaśniejszy panie — odrzekł Henryk — do czego tu rusznica? Wiem, że Wasza królewska mość lubisz zabić zwierza, kiedy on spotka się z psami. Lecz ja, władam oszczepem dosyć niezręcznie, broń ta bowiem wcale nie jest używana w naszych górach; tam, polujemy na niedźwiedzia tylko z kordelasem w ręku.
— Na Boga, Henryku! Gdy wrócisz do woich Pyrenei, nie zapomnij przysłać mi pełnego wozu niedźwiedzi; musi to być zachwycające polowanie, spotkać się sam na sam z zwierzęciem, które może nas zadusić... Lecz słuchajcie! Zda-