Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/634

Ta strona została przepisana.

ma chętkę, żebym uciekł; lecz ja bez niego ani się ruszę.
Zaledwie skończył te uwagi, gdy ukazało się kilku nowo-nawróconych, znajdujących się przy dworze od dwóch czy trzech miesięcy. Ci przybywszy, ukłonili się dwom książętom, z ujmującym na ustach uśmiechem.
Widocznem było, że księciu d’Alençon należało tylko rzec słowo lub zrobić znak, a zaraz trzydziestu lub czterdziestu rycerzy zebrałoby się koło nich i pomogliby im uciec; lecz on odwrócił głowę, a poniósłszy do ust róg, zatrąbił na zebranie.
Nowo-przybyli, tymczasem, jakby dorozumiewając się, że wahanie księcia d’Alençon pochodzi z blizkiego sąsiedztwa i obecności księcia Gwizyusza i jego świty, wcisnęli się pomału pomiędzy nich i dwóch książąt, i uszykowali się ze zręcznością, świadczącą o przyzwyczajeniu do manewrów wojskowych.
Rzeczywiście, żeby dostać się do Henryka i księcia d’Alençon, należało przebić się przez tę całą gromadę; przed książętami, ciągnęła się długa i szeroka droga...
Nagle, o dziesięć kroków od króla Nawarry, wyjechał z gęstwiny drzew drugi szlachcic, którego dwaj bracia jeszcze nie widzieli.