— A to mi mąż! w mgnieniu oka wszystko zrozumiał.
— Co za straszny nieład! — powtórzył Karol IX. — Przepadła twoja kolacya, Henrysiu. Chodź ze mną, dokończysz jej gdzieindziej; tego wieczora ja cię będę częstował.
— Jakto, Najjaśniejszy panie! — rzekł Henryk. — Czyż Wasza królewska mość chciałbyś uczynić mi ten zaszczyt?...
— Tak. Moja królewska mość robi ci zaszczyt uprowadzenia cię z sobą z Luwru. Pożycz mi go, Margot, do jutrzejszego ranka.
— A! mój bracie — powiedziała Małgorzata — czyż potrzebujesz na to mego zezwolenia? czyż nie masz sam dostatecznej władzy?
— Najjaśniejszy panie! — rzekł Henryk — pójdę do siebie wziąć inny płaszcz i natychmiast powrócę.
— Niema potrzeby, Henrysiu. Alboż ten, co masz, jest zły?
— Lecz, Najjaśniejszy panie...
— Mówię ci, u dyabła, ażebyś nie chodził. Czy nie słyszysz? Pójdź!
— Idź, idź — powiedziała nagle Małgorzata, ściskając rękę swego męża; ze szczególnego bowiem wzroku Karola wyczytała, że się dzieje coś niezwyczajnego.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/666
Ta strona została przepisana.