Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— Wasza królewska mość opuszczasz Paryż?
— Tak. Ciągły zgiełk i uroczystości już mnie znudziły. Nie jestem stworzony na człowieka czynnego, lecz na marzyciela. Urodziłem się nie na króla, lecz na poetę. Dopóki będziesz na wojnie, będziesz zarazem kierował sprawami państwa, i oby tylko matka moja nie wmieszała się do tego, wszystko pójdzie dobrze. Uwiadomiłem już Ronsard’a, żeby przybył do Amboise, a tam obaj, zdala od światowego zgiełku, od ludzi, w cieniu olbrzymich drzew, przy miłym szmerze strumyków, będziem roztrzygali kwestye religijne. Oto posłuchaj moich wierszy, które napisałem dziś rano, zapraszając go do siebie.
Coligny uśmiechnął się.
Karol IX-ty powiódł ręką po zżółkłem i gładkiem jak słoniowa kość czole, i przeciągłym tonem zadeklamował wiersze.
— Wybornie, Najjaśniejszy panie — zawołał Coligny — chociaż znam się lepiej na wojnie, jak na poezyi, zdaje mi się jednak, że wiersze te są lepsze od najpiękniejszych poezyj Ronsard’a, Dorat’a i nawet Michała de l’Hospital, kanclerza Francyi.
— A! mój ojcze — zawołał Karol IX-ty —