Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/697

Ta strona została przepisana.

— Otóż to właśnie, że on nie jest pod Roszellą.
— Lecz któż to jest z nim?
— Nie poznajesz jego towarzysza?
— Nie, Najjaśniejszy panie.
— A jednak jest on takiego wzrostu, że trudno się omylić. Zaczekaj, zaraz go poznasz: Hola! panowie, czyż nie słyszycie?
— Czyż to warta, że nas chce zatrzymywać? — zapytał ten z nich, co był wyższego wzrostu.
— Bierzcie nas chociaż za wartę — rzekł krok — lecz zatrzymajcie się, kiedy wam rozkazują.
Potem, nachylając się do ucha Henryka, dodał:
— Zaraz zobaczysz wybuch wulkanu.
— Jest was ośmiu — powiedział wyższy, pokazując z pod płaszcza rękę i odkrywając twarz — lecz chociażby was było stu, precz!
— A! a! książę Gwizyusz! — rzekł Henryk.
— A! to ty? dałeś się nakoniec poznać!
— Król! — zawołał książę.
Co się tyczy towarzysza księcia Gwizyusza, ten, przy tych słowach okręcił się płaszczem i ani się ruszył, odkrywszy z początku przez uszanowanie głowę.
— Najjaśniejszy panie! — przemówił książę