Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/698

Ta strona została przepisana.

Gwizyusz — byłem w odwiedzinach u mojej szwagrowej, księżnej Kondeuszowej.
— Tak... i wziąłeś z sobą jednego ze swoich dworzan.
— Najjaśniejszy panie! — odrzekł książę — Wasza królewska mość nie znasz go.
— A więc się poznamy — powiedział król.
I król prosto poszedł do nieznajomego i kazał jednemu z dworzan poświecić.
— Przebacz, mój bracie! — przemówił książę Andegaweński, odrzucając płaszcz i kłaniając się ze źle ukrytą złośliwością.
— A! a! Henryku, to ty?... Lecz nie, to niepodobna, mylę się... Brat Andegaweński przedewszystkiem mnie by pierwszego odwiedził. On wie dobrze, że dla książąt krwi królewskiej jedna tylko prowadzi droga: przez bramę Luwru.
— Wybacz, Najjaśniejszy panie! — powiedział książę Andegaweński.
— Tak — odrzekł król pogardliwym tonem. — Cóżeś robił, mój bracie, w pałacu Kondeuszów?
— Przecież wasza królewska mość sam dopiero co powiedziałeś — rzekł król Nawarry.
I schyliwszy się do ucha króla, dokończył zdania gwałtownym wybuchem śmiechu.
— Co to? — zapytał dumnie książę Gwizyusz; gdyż, jak wszyscy przy dworze, tak i on, przywykł