Ta strona została przepisana.
Coconnas wypuścił z rąk skrzynię, i z zadziwieniem spojrzał dokoła.
— Król — powtórzył.
— Tak, król.
— A więc uciekajmy.
— E! La Mole i Małgorzata już zniknęli; chodź...
— Dokąd?
— Chodź, mówię ci...
I Henrieta, wziąwszy Coconnasa za rękę, uprowadziła go z sobą przez tajemne drzwiczki, wiodące do sąsiedniego domu.
Wszyscy czworo, zamknąwszy za sobą drzwi, uciekli przejściem, prowadzącem na ulicę Tizon.
— O! o!... — rzekł Karol — załoga już się poddaje.
Jednak po kilku chwilach oczekiwania, żaden szelest nie doszedł do uszu oblegających.
— To jakaś zasadzka — powiedział książę Gwizyusz.
— A raczej poznano głos mego brata, i ratowano się ucieczką — dorzucił książę Andegaweński.
— Lecz oni muszą przejść obok nas — rzekł Karol.