Ta strona została przepisana.
— Nie; my idziemy w inną stronę. Czy chcecie jednego z moich dworzan?
— Dziękuję, Najjaśniejszy panie — odrzekł pośpiesznie książę Andegaweński.
— Dobrze; boi się, ażebym go nie kazał szpiegować — szepnął Karol Henrykowi do ucha.
Potem wziąwszy go pod rękę, mówił dalej:
— Chodź, Henryku, wyprawię ci dziś kolacyę.
— Więc nie powrócimy do Luwru? — zapytał Henryk.
— Nie; już ci powiedziałem, uparciuchu, że dziś pójdziesz ze mną.
I uprowadził go na ulicę Geoffroy-Lasnier.
Koniec tomu trzeciego.