Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/741

Ta strona została przepisana.

— On ze wszystkich najwięcej, i tem niebezpieczniej, że nikt go niema w podejrzeniu.
— Czy widzisz Lorenzina!... — rzekł Karol.
— Słuchaj — powiedziała Katarzyna, zachmurzając się na to imię, które jej przypominało jednę z najkrwawszych katastrof florenckiej historyi — słuchaj, jest tylko jeden środek, dla przekonania mię, że się mylę.
— Jakiż, moja matko? — Zapytaj się Henryka, kto był tej nocy w jego pokoju.
— W jego pokoju... tej nocy?...
— Tak. I jeśli on ci powie...
— No?
— Jestem gotową przyznać, że się omyliłam.
— Lecz jeśli to była kobieta, nie możemy wymagać...
— Kobieta?
— Tak.
— Kobieta, która zabiła dwóch twoich żołnierzy, i może śmiertelnie raniła Maurevela!
— O! o!... — rzekł król — to nie byłby żart. Rozlano więc krew?
— Trzech ludzi poległo.