Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/77

Ta strona została przepisana.

— O! Najjaśniejszy panie — zawołał Maurevel.
— Młody de Mony prosił mię o to jeszcze wczoraj, i ja prawdziwie nie wiedziałem, co mu na to odpowiedzieć, gdyż jego prośbie niema nic do zarzucenia.
Maurevel złożył ręce.
— Tem bardziej zasługuje ona na uwagę, gdyż, jak sam mówisz, jestem ojcem swojego narodu, i że teraz kiedy się pogodziłem z hugonotami, są oni dla mnie takiemiż jak i katolicy dziećmi.
— Najjaśniejszy panie — rzekł Maurevel, zupełnie zgnębiony — życie moje w twoim ręku; rób z niem, co ci się podoba.
— Prawdę mówisz; nie dałbym za niego ani grosza.
— Lecz czy niema już środka, dla odkupienia mej zbrodni?... — zapytał morderca.
— Nie wiem... Z tem wszystkiem będąc na lwem miejscu, co, dzięki Bogu, nie jest...
— Cóż więc? gdyby Wasza królewska mość był na mojem miejscu — szepnął Maurevel, nie spuszczając oczu z ust Karola.
— Sądzę, że wywinąłbym się z tego — rzekł król.
Maurevel podniósł się na jedno kolano,