— A więc dobrze: pozostaw mi tę sprawę i bądź spokojnym; już ja ją załatwię ku twemu zadowoleniu.
— Jestem o tem przekonany, Najjaśniejszy panie — odpowiedział Henryk.
— Teraz powiedz mi, o której on godzinie przychodzi zwykle do twej żony?
— Około dziewiątej wieczorem.
— A wychodzi?
— Zanim ja przyjdę. Nigdy go nic zastaję.
— Ale mniej więcej, około?...
— Około jedenastej.
— Dobrze; dzisiaj idź do niej o północy; już wszystko będzie skończone.
I Karol po przyjacielsku uścisnął rękę Henryka, powtórzył mu wyrazy swego ku niemu przywiązania i pogwizdując swą ulubioną piosnkę, wyszedł.
— Na szatana! — powiedział bearneńczyk, odprowadzając króla wzrokiem — albo ja się bardzo mylę, albo wszystkie te szatańskie sztuczki biorą początek od królowej-matki. Już nie wie, co ma czynić, ażeby mnie z żoną poróżnić: tak zgodne stadło małżeńskie!
I Henryk roześmiał się śmiechem, jakim zwykle wybuchał, kiedy go nikt nic mógł słyszeć ani widzieć.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/780
Ta strona została przepisana.