Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/834

Ta strona została przepisana.

— A więc — przerwała mu Katarzyna — nie przestajesz sądzić, że umrze jeszcze przed rokiem?
— Jestem o tem tak przekonany, jak nie wątpię o tem, że wszyscy troje żyjemy i wszyscy troje umrzemy.
— Lecz powiedziałeś, że ta czysta krew obiecuje długie życie?
— Tak, gdyby wszystko szło zwykłym porządkiem. Lecz być może jakiś przypadek...
— Czy słyszysz!... — powiedziała Katarzyna do Henryka — jakiś przypadek...
— Tembardziej więc powinienbym pozostać.
— O tem nie myśl dłużej, jest to niepodobieństwem.
Henryk obróciwszy się do mistrza René, powiedział zmienionym głosem:
— Dziękuję ci, dziękuję, przyjmij ten worek.
— Chodźmy, „hrabio” — powiedziała królowa do syna, dając mu tytuł, któryby mógł zmylić domysły perfumiarza.
Wyszli.
— Widzisz matko — powiedział Henryk — jakiś wypadek!... a jeżeli zajdzie ten wypadek, a ja będę ztąd o czterysta mil...
— Czterysta mil, mój synu, można przebyć W ośm dni.