Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/876

Ta strona została przepisana.

— Naturalnie. Czyż wypada, ażebym ja na pana czekała?
— Pani niemasz kogo szukać...
— Jesteś nieznośny; zresztą, mów dalej. A więc na skręcie ulicy de Grenelle, spotkałeś człowieka podobnego do La Mola... Lecz cóż to masz na kaftanie?... krew...
— Tak jest. Te łotry nie mogą upaść, ażeby nie pokrwawić.
— Pan się biłeś?
— Tak jest.
— Czy za swego La Mola.
— A za kogóż miałem się bić; czy za kobietę?
— Dziękuję.
— Pobiegłem za bezwstydnym, który śmiał naśladować ruchy mego przyjaciela. Doganiam go na ulicy Coquillière, zabiegam mu drogę, patrzę w twarz i znajduję jakiegoś łotra, lecz wcale nie La Mole.
— Doskonale się pan z nim obszedłeś.
— Tak jest, lecz jemu wyszło to na złe: „Panie —
powiedziałem doń — jesteś błazen, ośmielasz się naśladować pana de La Mole, a jesteś po prostu łotrem.” Naturalnie, że chwycił za szpadę i ja także. Za trzeciem złożeniem on upadł, i jak pani widzisz zbryzgał mnie krwią.