Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/884

Ta strona została przepisana.

— To wielkie szczęście, bo inaczej podpaliłbym Luwr.
— Annibalu, słuchaj, bądź roztropnym. Służba — rzecz święta.
— A więc chodź ze mną?
— Nie mogę.
— Czy myślisz, że ośmieliliby się targnąć raz drugi na twe życie?
— Nie sądzę. Nie jestem zbyt wielką figurą, przeciwko mnie więc nie może istnieć ciągły spisek. Tylko raz przyszło im cóś do głowy, żeby mnie zabić.
— Cóż więc myślisz robić?
— Nic: będę się bawić, podróżować...
— A więc ja będę się bawić i podróżować z tobą. Jeżeli na ciebie napadną, będzie nas dwóch i wtedy pokażemy, jak to się bić należy. Niech mi tylko wlezie w oczy ten książę-młokos, a zaraz go przypnę szpadą do ściany jak motylka.
— Podaj przynajmniej prośbę o uwolnienie.
— Naturalnie, że podam.
— Uprzedź go, iż go opuszczasz.
— Naturalnie. Natychmiast do niego napiszę.