Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/890

Ta strona została przepisana.

Ominąwszy bagnistą łąkę otaczającą fosy Bastylli, zostawił blizko bramy Saint-Antoine, wielki bulwark po lewej stronie i wszedł do ogrodu de l’Arbalette, odźwierny którego przyjął go nizkiemi ukłonami.
Nikogo nie było w ogrodzie, który, jak pokazuje jego nazwa, należał do towarzystwa łuczników.
Inaczej bowiem, blady ten człowiek wzbudziłby współczucie w przechadzających, gdyż po jego długich wąsach, po wojskowym chodzie niepewnym jeszcze wskutek cierpień, łatwo było poznać niedawno rannego oficera, który wyszedł na przechadzkę w celu wzmocnienia sił straconych.
Jednak rzecz dziwna! skoro rozwinęły się fałdy płaszcza, którym, pomimo silnego gorąca, człowiek ten na pozór bezbronny, był odziany — można było spostrzedz za jego pasem, dwa długie pistolety, wiszące na srebrnych klamrach, szeroki sztylet i szpadę, tak kolosalnej wielkości, że zdawało się, iż nie będzie w stanie nią władać.
Pochwa tej szpady obijała się bezustannie o jego schudzone i drżące nogi.
Oprócz tego przechodzień ten na domiar ostrożności, nie zważając na samotność miejsca, oglądał się za każdym krokiem, zaglądał w każdy krzak, w każdy zakręt alei, w każdy dół nawet.