Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/891

Ta strona została przepisana.

Zbliżył się nareszcie do małej altanki, wychodzącej na bulwarki, od których była tylko oddzielona gęstym płotem i niewielkim rowem, tworzącym podwójne ogrodzenie.
Tu siadł na darniowej ławce przed małym stolikiem; wkrótce potem stróż, który z tytułem odźwiernego łączył umiejętność kucharza, przyniósł mu śniadanie.
Chory siedział już od dziesięciu minut i pókilkakroć podnosił do ust fajansową filiżankę, coś powoli z niej popijając, gdy nagle twarz jego, pomimo pokrywającej ją bladości, przybrała straszliwy wyraz.
Spostrzegł bowiem, że od Croix-Faubin, ścieżką, która teraz zamieniła się w ulicę Neapolitańską, zbliża się jakiś człowiek, owinięty płaszczem szerokim. Nieznajomy ten zatrzymał się obok bastyonu i zdał się na coś oczekiwać.
Upłynęło pięć minut.
Chory, w którym czytelnik poznał już zapewne Maurevela, zaledwie zdołał przyjść do siebie po wzruszeniu, doznanem obecnością tego człowieka — gdy młodzieniec w kostyumie, podobnym do tych, jakie nosili paziowie, ukazał się na drodze, gdzie teraz jest ulica Fossés-Saint-Nicolas i zbliżył się do oczekującego przy bastyonie.
Ukryty w cieniu liściastej altanki, Maurevel