Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/893

Ta strona została przepisana.

dobroć i starania, podejmowane przez nią, około ciebie. Niech cię Bóg prowadzi!
Maurevel słuchał z wyłupionemi oczyma i najeżonym włosem.
Pot wystąpił mu na czoło. Pierwszem jego poruszeniem było: porwać pistolet i wycelować w de Mouya.
Lecz de Mouy w tej chwili zrobił poruszenie, płaszcz jego odwinął się i Maurevel zobaczył na nim doskonały kirys.
Rozważył więc, że kula albo się rozpłaszczy o kirys, albo rani nie śmiertelnie.
Zresztą pomyślał, że de Mouy będąc silnym i dobrze uzbrojonym, wielkąby miał przewagę nad nim, ranionym; z westchnieniem więc schował nazad pistolet, już skierowany na hugonota.
— Jakie nieszczęście! — pomruknął — że nie mogę zabić go tutaj, bez innych świadków, tylko tego smarkacza, któregobym uspokoił drugim wystrzałem.
Lecz w tej chwili Maurevelowi przyszło na myśl, że bilet do pani de Sauve, dany Orthonowi, jest może ważniejszy od samego życia dowódzcy hugonotów.
— A! — rzekł — znowu wymykasz mi się i tego poranku. Dobrze. Idź sobie zdrów i nienaruszony; lecz jutro na mnie przyjdzie kolej.