Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/906

Ta strona została przepisana.

odpowiedział Orthon. — Wiec mi pani przebaczasz?
— Nie tylko ci przebaczam, lecz cię wynagradzam; jesteś dobrym roznosicielem słodkich bilecików, grzecznym posłannikiem miłości; zapominasz tylko, że cię pan twój czeka.
— A! to prawda — rzekł młodzieniec, rzucając się do drzwi.
Lecz zaledwie zrobił trzy kroki, podłoga pod nim się zapadła.
Upadł, wyciągając obie ręce, wydał straszny krzyk, i znikł pogrążony w kryjówce Luwru, od której Katarzyna przycisnęła sprężynę.
— Teraz, z łaski uporu tego głupca, muszę zejść sto pięćdziesiąt stopni na dół.
Katarzyna weszła do swego pokoju, zapaliła skrytą latarnię, powróciła znowu na korytarz, przycisnęła sprężynę, i otworzyła drzwi na kręcone schody, które zdawały się zagłębiać w wnętrznościach ziemi.
Dręczona nienasyconą żądzą ciekawości, będącej tylko narzędziem jej zemsty, zbliżyła się do żelaznych drzwi prowadzących do więzienia.
Tu, zakrwawiony, pokaleczony upadkiem z wysokości stu stóp, leżał biedny Orthon.
Jeszcze oddychał.
Za murem słychać było toczące się bałwany