Ta strona została przepisana.
knęli, potem, obróciwszy się, zobaczył Coconnasa, wyścibiającego głowę z kuchni.
Wielkie jego oczy były wytrzeszczone, a gęba otwarta: mocne zdziwienie malowało się na jego twarzy.
La Mole zbliży! się do niego.
— Kroćset dyabłów!... — rzekł Coconnas — czyś widział?...
— Co?...
— Tych dwóch.
— No i cóż?..
— Przysiągłbym, że to...
— Kto?...
— Król Nawarry i ten, co chodził w czerwonym płaszczu.
— Przysięgaj jeżeli chcesz, lecz nieco ciszej.
— Poznałeś więc ich także?
— Rozumie się.
— Po co oni tu przyszli?
— Nie domyślasz się?..
— Jakieś miłosne sprawki...
— Bezwątpienia.
— Tak sądzisz?...
— Jestem tego pewny.
— La Mole!... wolę uderzenia szpady niż te miłostki. Gotów byłem przysiądz, terazbym się założył...