ją włożyć na głowę. Doskonale! Henryk się zrzeka, de Mouy wyznał mi twoje żądanie, a ta korona, której żądasz...
— Cóż takiego?... — zapytał d’Alenćon drżącym głosem.
— Na szatana! ona, należy do ciebie! D’Alençon strasznie zbladł; wkrótce krew, która ścisnęła mu serce, nagle nazad odpłynęła i na twarz jego wystąpiły żywe rumieńce.
W tej chwili, łaska króla przyprowadzała go do rozpaczy.
— Lecz, Najjaśniejszy panie — odpowiedział książę zmieszany, napróżno usiłując się uspokoić — ja wcale nie chciałem, nie wymagałem czegoś podobnego.
— Być może — powiedział król — gdyż bardzo jesteś skromny, mój bracie. Tyś niczego nie wymagał, lecz inni prosili za ciebie.
— Najjaśniejszy panie, przysięgam ci, że nigdy...
— Nie przysięgaj.
— A więc Najjaśniejszy panie, wypędzasz mnie?
— Jak to, Franciszku, nazywasz to wypędzeniem? Na szatana! Tobie bardzo trudno jest dogodzić... Czegóż więc jeszcze wymagasz?...
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/943
Ta strona została przepisana.