— Co mówisz, matko! — zawołał d’Alençon bledniejąc.
— Mówię to, o czem dobra matka powinna powiedzieć synowi; mówię to, o czem już, Franciszku, nieraz myślałeś.
— Przysięgam ci, matko, że o niczem nie myślałem.
— Gotowam temu wierzyć; gdyż twój przyjaciel, twój brat Henryk, jak go nazywasz, jest zręczny i chytry; pod pozorem dobroduszności, umie lepiej niż ty ukryć tajemnice swego serca. Naprzykład, czy też ci kiedy mówił, że de Mouy jest jego powiernikiem?
Przy tych słowach, Katarzyna utkwiła swój badawczy wzrok w twarzy księcia.
Lecz Franciszek miał wielką jedną zaletę, a raczej jeden wielki występek: umiał się maskować.
Wytrzymał więc doskonale spojrzenie Katarzyny.
— De Mouy! — zawołał książę zadziwiony, udając, że to nazwisko w podobnych okolicznościach pierwszy raz słyszy.
— Tak jest, de Mouy de Saint-Phale, ten sam hugonot, który tylko co nie zabił pana Maurevel i który tajemnie w Paryżu i w całej Francji zbiera armię przeciwko twojej familii.
Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/952
Ta strona została przepisana.