Strona:PL A Dumas Królowa Margot.djvu/987

Ta strona została przepisana.

— A! nie śmiem! — zawołał drżący Franciszek.
— Dlaczego? Ta książka jest jak i inne książki; tylko, że długo stała nieporuszona, więc jej kartki się pozlepiały. Nie czytaj jej, Franciszku, bo chcąc przewracać karty, musiałbyś ślinić palce, to zaś zajęłoby ci bardzo wiele czasu i jest dosyć nudnem.
— Do tego stopnia, że tracić nad tem czas i zadawać sobie tę pracę może tylko zapalony myśliwiec?
— Tak, tak, zrozumiałeś mnie, mój synu.
— Otóż i Henryk jest na podwórzu. Daj mi książkę, pani. Skorzystam z jego nieobecności i zaniosę mu; jak powróci, znajdzie już ją u siebie.
— Zdaje mi się, że lepiejby było oddać mu osobiście; byłoby to pewniej.
— Jużem ci matko powiedział, że nie śmiem.
— No, to przynajmniej połóż ją tak, żeby można było z łatwością spostrzedz.
— Dobrze, dobrze, przytem roztworzę ją... Czy to nic nie szkodzi, że będzie otwartą?
— Nic nie szkodzi.
— Daj mi więc, matko.