Franciszek drżącą ręką wziął książkę, którą mu śmiało podała Katarzyna.
— Weź, weź — powiedziała królowa — niema niebezpieczeństwa, skoro ja ją trzymałam; zresztą jesteś w rękawiczkach.
To jeszcze nie zaspokoiło Franciszka, ponieważ zawinął książkę w róg od płaszcza.
— Spiesz się, synu, śpiesz; Henryk łada chwila może powrócić.
— Masz słuszność, matko; już idę.
Książę wyszedł strasznie pomieszany.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Już nieraz wprowadzaliśmy czytelnika do pokojów króla Nawarry, opowiadając wypadki straszne lub wesołe, a to podług tego, czy groził lub uśmiechał się duch, opiekujący się przyszłym królem Francyi.
Lecz nigdy w tych murach, zbryzganych krwią, oblanych winem, nigdy zapewne, w tym kątku Luwru, nie pokazała się twarz tak blada, jak była księcia d’Alenon, kiedy otwierał drzwi do sypialni Henryka, mając przy sobie książkę o myślistwie.
A jednakże w pokoju nie było nikogo, ktoby mógł śledzić czynności księcia.