Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1019

Ta strona została przepisana.

Nakoniec usiadł na ławce dębowej trzymając go przy swej piersi, jak Madonna Michała-Anioła trzyma na kolanach swego Syna ukrzyżowanego, a głos jego wzruszony nic więcej nie zdołał wyrzec i powtarzać tylko: „Jakto! to ty! mój syn, mój Salvato, moje dziecko! To ty! Więc to ty! “
— O mój ojcze! mój ojcze! odpowiadał młodzieniec cały wzruszony, kocham cię, przysięgam ci, tak jak tylko syn kochać może; ale wstydzę się niemal tego słabego uczucia porównając go z twoją nieograniczoną miłością.
— Nie, nie wstydź się moje dziecko, mówił Palmieri: szczodrobliwa przyroda, Izys o stu piersiach, tak zarządziła: miłość wielka, bezmierna, nieskończona w sercu ojców, miłość ograniczona w sercu dzieci. Ona patrzy przed siebie, ta dobra zawsze logiczna i rozumna przyroda; ona chciała aby dziecko mogło się pocieszyć po śmierci ojca mającego przed niem ten świat opuścić, ale przeciwnie, chciała także aby ojciec był niepocieszonym widząc nieszczęściem dziecku umierające, mające go przeżyć. Patrz na mnie Salvato i niech dziesięć lat naszego rozłączenia wymaże się. w twojem spojrzeniu.
Młodzieniec utkwił duże czarne oczy, nieco dzikie, w ojcu, nadając jak mógł najsłodszy wyraz swojej twarzy surowej.
— Tak, powiedział Palmieri patrząc na Salvatę z miłością i dumą zarazem, tak, zrobiłem cię silnym dębem a nie wytworną palmą, trzciną stref podwzrotnikowych. Niesprawiedliwym więc byłbym żaląc się, że to silne drzewo silna pokryła kora. Chcia-