Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1025

Ta strona została przepisana.

tem zdarzeniu z twojego dzieciństwa, a w godzinie uświęconej przez tradycję na zjawienie się duchów, znajdując się w zupełnej ciemności błagałem Boga aby powtórzył dla mnie cud jak uczynił dla ciebie? Nigdy Bóg nie raczył mnie wysłuchać. Wiem że nie objawi swojej Wszechmocności i woli, takiemu jak ja prochowi; ale przecież byłoby to dla mnie dowodem litości i łaski, gdybym został wysłuchany, nie uczynił jednak tego.
— Uczyni to, mój ojcze.
— Nie; byłby to cud a cuda są przeciwne logice natury. Czemże my wreszcie jesteśmy, aby Bóg dla nas zmieniał raz naznaczony porządek stworzenia? Czemże jesteśmy dla niego? Niedostrzeżonym pyłkiem materji, na której od tysięcy wieków spełnia się fenomen niewytłomaczony, ulotny, zwany życiem. Fenomen ten rozciąga się w roślinności od mchu do cedru; w królestwie zwierząt od wymoczków do mastodontów. Arcydzieło roślinności to minoza; arcydzieło królestwa zwierząt to człowiek. Co sprawia wyższość zwierza dwunożnego bez piór Platona nad innemi stworzeniami? Cemże są Homer Pindar, Eschiles, Sokrates, Perykles, Fidiasz, Demostenes, Wirgiliusz, Justynian, Karol Wielki? Mózgami cokolwiek lepiej uorganizowanemi od mózgu słonia, cokolwiek doskonalszemi niż małpy. Jakaż jest cecha tej doskonałości? Zastąpienie instynktu rozumem. Jakiż jest dowód tej wyższej organizacji? Dar mówienia, zamiast szczekania lub wycia. Ale niech śmierć nadejdzie, niech gasi mowę, niech zniweczy rozum, niech czaszka tego który był Karolem W., Justynianem,