nia z Pasqualem de Simone i Beccajo, główną bramą wpadł na dziedziniec pałacowy, zeskoczył z konia, rzucił lejce masztalerzowi i jakby z góry wiedział gdzie znaleść królowę, wszedł do gabinetu, gdzie oczekiwała z Actonem a którego drzwi, jak przez czary same się przed nim otworzyły.
— I cóż? jednocześnie zapytali królowa i Acton.
— Jedzie za mną, odpowiedział.
— Jak prędko mniej więcej będzie tutaj?
— Za pół godziny.
— Uprzedziłeś tych co na niego oczekują?
— Tak.
— Idź więc do mego pokoju i powiedz lady Hamilton aby uprzedziła Nelsona.
Młodzieniec wbiegł na schody służbowe z szybkością dowodzącą jak dobrze znał wszelkie zakątki pałacu i oznajmił Emmie Lyona żądanie królowej.
— Czy masz jakiego zaufanego człowieka aby odniósł ten list milordowi Nelson?
— Ja sam go odniosę, powiedział młodzieniec.
— Pan wiesz że nie ma czasu do stracenia?
— Domyślam się tego.
— A zatem...
Wzięła pióro, atrament, kartę papieru z biórka królowej i tyle tylko napisała:
„Prawdopodobnie dziś wieczorem; bądź w pogotowiu.
Młodzieniec z równą szybkością jak wchodził, zbiegł ze schodów, przebył dziedziniec, udał się drogą prowadzącą do Portu wojennego, wskoczył w