Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1049

Ta strona została przepisana.

Nelson przybliżył się do wejścia portu, o ile na to bezpieczeństwo jego okrętu pozwalało; ale pozostawało jeszcze ćwierć mili do przebycia między portem wojennym a admiralskim okrętem. Dziesięć razy w ciągu tej przeprawy łodzie mogły zatonąć.
W istocie im więcej łódź królewska — niech nam będzie dozwolonem w tem ważnem położeniu, nią się głównie zajmować — im więcej łódź królewska zbliżała się do wyścia z portu, tem bardziej niebezpieczeństwo przedstawiało się w groźniejszem świetle. Morze parte, jak powiedzieliśmy, wiatrem południowo-zachodnim, pochodzącym z wybrzeża Afryki i Sardynii, między Ischia i Capri, nie spotykając żadnej przeszkody od wysp Balearskich aż do stóp Wezuwiuszu, toczyło olbrzymie bałwany, które zbliżając się do ziemi roztrącały się same o siebie, grożąc zatopieniem tym wątłym statkom pod wilgotnemi sklepieniami, które w cieniach nocy wydawały się paszczami potworów gotowych je pochłonąć.
Przybliżając się do tej granicy, gdzie miano przejść z morza stosunkowo spokojnego na morze rozszalałe, królowa nawet uczuła słabnącą odwagę i chwiejące się postanowienie. Król z swej strony milczący i nieruchomy, trzymając psa między kolanami i ściskając go konwulsyjnie za szyję, patrzył wzrokiem osłupiałym i rozszerzoną z przestrachu źrenicą na te długie bałwany, które jak stado morskich koni goniących za sobą rozbijały się o tamę, a łamiąc się o granitową zaporę u stóp jej się wa-