Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1055

Ta strona została przepisana.

mnie jest towarzyszyć Waszej Wysokości, abym go miał nie przyjąć.
Potem wziął kapelusz, parasol i wyszedł.
Tłum rozhukany jeszcze zapełniał ulice; dwa lub trzy ogniska były rozpalone na placu pałacowym i na rozżarzonych węglach pieczono kawałki konia Ferrarego.
Co do nieszczęśliwego gońca, tego rozszarpano w kawały. Jeden wziął nogi, drugi ręce i wszystko to złożono na zaostrzone kije — lazzaroni nie mieli jeszcze pik ani bagnetów — i noszono po ulicach te ohydne trofea przy okrzykach: „Niech żyje król! śmierć jakobinom“.
Na pochyłości Olbrzyma, kawaler spotkał Beccaja, który wziąwszy głowę Ferrarego włożył jej pomarańczę w usta i nosił głowę tę na końcu kija.
Zobaczywszy człowieka przyzwoicie ubranego, co było znakiem liberalizmu w Neapolu — Beccajowi przyszła myśl kazać kawalerowi pocałować głowę Ferrarego. Lecz powiedzieliśmy, kawaler nie dał się powodować uczuciem bojaźni; odmówił krwawego uścisku, odpychając gwałtownie nikczemnego mordercę.
— A nędzny jakobinie! krzyknął Beccajo, postanowiłem że ty i ta głowa uściskacie się z sobą i Maneggia la Madonna, pocałujcie się. I ponowił napaść.
Kawaler za całe uzbrojenie mając tylko parasol, zaczął się nim bronić.
Ale na okrzyki „jakobin! jakobin!“ przybiegli wszyscy nędznicy, których ten okrzyk zwykle jedno-