o dwadzieścia kroków na prawo albo na lewo, pamiętaj usunąć się.
Beccajo oddalił się wśród urągania tłumu, który przed chwilą przyklaskiwał mu, a teraz rozdzielił się na dwie części: jedna postępowała za Beccajem znieważając go; druga za Michałem i kawalerem wołając: Niech żyje Michał! Niech żyje kawaler San Felice!
Michał pozostał u drzwi ogrodu aby pożegnać swój orszak, kawaler wszedł do domu i jak powiedziano, zawołał Luizy.
Opowiedzieliśmy co widział z okien biblioteki i co go spotkało na pochyłości Olbrzyma, dwa wystarczające naszem zdaniem zdarzenia, aby usprawiedliwić jego bladość. Zaledwo powiedział Luizie powód sprowadzający go do domu, twarz jej pokryła się większą jeszcze niż jego bladością; ale nie odrzekła ani słowa, nie zrobiła najmniejszej uwagi, tylko zapytała:
— Na którą godzinę naznaczony wyjazd?
— Między dziesiątą a północą, odrzekł kawaler.
— Nie troszcz się o mnie, przyjacielu, będę gotowa.
I oddaliła się do swego pokoju pod pozorem robienia przygotowań do odjazdu, rozkazując aby obiad Jak zwykle podano o trzeciej.
Nie do swego pokoju udała się Luiza, a do pokoju Salvaty.
W walce między obowiązkiem a miłością, obo-