Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1071

Ta strona została przepisana.

wtarzał ci klęcząc: „kocham cię, moja Luizo! kocham cię!“
Otóż jestem zaledwo dwadzieścia mil od ciebie, ukochana wieszczko palm, a gdy odbierzesz ten list jeszcze bliżej znajdować się będę. Rozbójnicy nas napadają, mordują, kaleczą ale nie zatrzymują nas wcale. Gdyż my nie jesteśmy wojskiem w pochodzie, idącem na zawojowanie królestwa i zdobycie stolicy; my jesteśmy ideą cały świat przebiegającą.
Otóż zaczynam mówić o polityce.
Założyłbym się że odgadnę gdzie czytasz mój list. Czytasz go w naszym pokoju, siedząc u wezgłowia mego łóżka, w tym pokoju gdzie się znów zobaczymy i gdzie oglądając cię, zapomnę o długich dniach zdała od ciebie spędzonych“.
Luiza przestała czytać, łzy zasłaniały jej oczy, łkania głos tłumiły. Michał przybiegł i ukląkł przed nią.
— Siostrzyczko moja, powiedział, potrzeba odwagi. To co czynisz jest pięknem i Bóg cię wynagrodzi. A kto wie jesteście oboje młodzi, może się kiedyś zobaczycie znowu.
Luiza wstrząsnęła głową.
— Nie, nie, powiedziała z poruszeniem głowy, tak że łzy przez przymknięte powieki płynęły, nie, nie zobaczymy się nigdy. I lepiej że go już nie zobaczę; zanadto go kocham, Michale, i od chwili jak postanowiłam że go więcej nie zobaczę, przekonałam się, jak bardzo go kocham.
— Wreszcie, ty wiesz, powiedział Michał, że le-