Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1073

Ta strona została przepisana.

nie posiadają. Sczęściem dla was, mam zajęcie, bo gdyby nie to, podsłuchiwałbym was przez drzwi.
— I bardzo źle zrobiłbyś kochany kawalerze, bo mamy do udzielenia sobie nadzwyczaj ważne wiadomości polityczne; czy nie tak, kochane dziecię?
Luiza chciała się uśmiechnąć; ale usta jej wydały tylko westchnienie.
— No, no, zostaw nas kawalerze; to jest ważniejsze niż sądziłem.
I śmiejąc się, Cirillo posunął kawalera ku drzwiom i zamknął je za nim. Potem powracając do Luizy i biorąc ją za ręce:
— Teraz pomówmy z sobą, kochana córko, powiedział. Płakałaś?
— O tak, nawet bardzo! wyszeptała.
— Czy wprzód, czy po odebraniu jego listu?
— Wprzód i później.
— Czy spotkał go jaki wypadek?
— Dzięki Bogu, żaden.
— Tem lepiej; bo to silny i szlachetny chrakter; jest on jednym z tych ludzi jakich nam zawsze będzie brakować w Neapolu. Masz więc inny powód zmartwiena?
Luiza nie odpowiedziała ale oczy je j zwilżyły się.
— Nie masz nic do zarzucenia kawalerowi, spodziewam się?
— O! wykrzyknęła Luiza, składając ręce, to anioł ojcowskiej dobroci.
— Rozumiem, on wyjeżdża, ty zostajesz.
— On wyjeżdża a ja mu towarzyszę.