Cirillo patrzył z zadziwieniem na młodą kobietę, aż wreszcie ze łzami w oczach:
— A ty, rzekł, jakim jesteś aniołem? Nie wiem ani o jednym w niebie którego imienia nie byłabyś godną nosić, a który byłby godnym nosić twoje.
— Widzisz że plączę, nie jestem więc godną być aniołem; aniołowie nie płaczą spełniając swą powinność.
— Spełnij ją płacząc, tem większa twoja zasługa; spełnij ją a ja spełnię moją, mówiąc mu ile go kochasz i jak cierpiałaś. Jedź, a od czasu do czasu wspomnij o mnie w swojej modlitwie; takie modlitwy jak twoje bywają wysłuchane.
Cirillo chciał ucałować jej ręce, ale Luiza rzuciła mu się na szyję.
— O! ucałuj mnie jak ojciec całuje córkę, powiedziała.
I podczas gdy doktór ściskał ją z szacunkiem i uwielbieniem zarazem:
— O, powiesz mu to! wszak prawda że mu powiesz? mówiła po cichu.
Cirillo ścisnął jej rękę na znak przyrzeczenia.
San Felice wszedł i zastał Luizę w objęciach przyjaciela.
— Więc ty, powiedział śmiejąc się, w pocałunkach udzielasz rad swoim chorym?
— Nie, ale pocałunkami żegnam się z tymi których kocham, czczę i szanuję. Ah kawalerze jesteś szczęśliwym człowiekiem!
— On tak zasługuje na szczęście, powiedziała Luiza podając rękę mężowi.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1074
Ta strona została przepisana.