Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1075

Ta strona została przepisana.

— Nie zawsze to powód do szczęścia, rzekł Cirillo. Do widzenia, kawalerze, bo mam nadzieję że zobaczymy się jeszcze. Jedź i służ księciu, ja zostaję i będę usiłował służyć memu krajowi. Potem łącząc w swoim ręku małżonków ręce: — Obciąłbym być św. Januarjuszem, powiedział, nie aby dwa razy do roku robić cuda, co jest bardzo piękne, ponieważ się rzadko zdarza w naszej epoce, lecz aby was pobłogosławić jak na to zasługujecie. Bądźcie zdrowi. I wybiegł z domu.
San Felice wyszedł za nim na balkon, skinieniem ręki jeszcze raz pożegnał; potem wracając do żony:
— O dziesiątej, powiedział, pojazd księcia po nas przybędzie.
— Na dziesiątą będę gotowa, odrzekła Luiza.
I dotrzymała słowa. Po pożegnaniu ulubionego pokoju, po pożegnaniu każdego z osobna wszystkich przedmiotów w nim się znajdujących, po obcięciu pukla swoich pięknych blond włosów i przewiązaniu niemi u stóp krzyża biletu z temi czterema wyrazami „mój bracie, kocham cię“ podała rękę mężowi i spłakana jak Magdalena, ale czysta jak dziewica, wsiadła z nim do powozu księcia.
Michał wsiadł na kozioł.
Nina ustami drżącemi z radości ucałowała rękę swej pani. Potem zatrzaśnięto drzwiczki i powóz pojechał.
Opowiedzieliśmy już jaka była pogoda. Wiatr, deszcz, grad uderzały w szyby powozu a zatoka, którą pomimo ciemności można było widzieć w całej