Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1076

Ta strona została przepisana.

rozległości, wydawała się jak olbrzymi płat piany smagany bałwanami. San Felice z przerażeniem spojrzał na to rozszalałe morze, którego Luiza walcząc z innego rodzaju burzą, niemniej gwałtowną, nie widziała nawet. Myśl niebezpieczeństwa na jakie narażał najdroższą sobie istotę przerażała go. Obejrzał się na Luizę. Siedziała ona blada i nieruchoma w kącie powozu! Oczy jej były zamknięte, a sądząc że nie jest widzianą w cieniach nocy, nie ukrywała łez spływających po jej obliczu. Wtedy po raz pierwszy w głowie kawalera powstała myśl, że żona czyniła dla. niego jakieś poświęcenie o którem nie wiedział. Wziął jej rękę i poniósł do ust. Luiza otworzyła oczy i przez łzy uśmiechając się do męża:
— Jakiś ty dobry, mój przyjacielu, rzekła i jak ja ciebie kocham!
Kawaler objął Luizę za szyję, oparł głowę jej na swej piersi, i podnosząc kaptur płaszczyka atłasowego pokrywającego jej włosy, złożył na nich drżącemi ustami pocałunek, tym razem więcej niż ojcowski.
Luiza nie mogła powstrzymać jęku.
Kawaler udawał że go nie dosłyszał.
Przybyli na pochyłość Vittori.
Łódź z sześciu wioślarzami oczekiwała, z wielką trudnością opierając się bałwanom. Skoro wioślarze spostrzegli zatrzymujący się powóz, domyślając się że przybyli ci na których oczekiwano, zawołali:
— Spieszcie się, morze jest wzburzone, zaledwo możemy łódź utrzymać.
I w istocie San Felice rzuciwszy okiem na sta-