Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1077

Ta strona została przepisana.

tek, przekonał się że znajdujący się na nim byli narażeni na utratę życia. Kawaler coś po cichu powiedział do stangreta i do Michała, podał ramię Luizie i poszedł z nią na brzeg morza. Ale nim tam przybyli, bałwan rozpryskując się na piasku, okrył ich pianą. Luiza krzyknęła. Kawaler przycisnął ją do serca.
Potem znakiem przywołując Michała.
— Poczekaj, mówił do Luizy; ja pierwszy wejdę do łodzi, a potem wraz z Michałem pomożemy tobie.
Luiza doszła do stopnia boleści poprzedzającego zupełne wycieńczenie sił, pozostawiającego zaledwo możność wysłowienia się. Niespostrzegła się więc prawie jak z rąk kawalera przeszła do rąk swego brata mlecznego. Kawaler śmiało zbliżył się do łodzi, a w chwili kiedy dwaj ludzie starali się za pomocą bosaków jak najwięcej zbliżyć ją do wybrzeża, kawaler wskoczył do łodzi wołając:
— Płyńcie!
— A pani? zapytał sternik.
— Zostaje, powiedział San Felice.
— Prawda, odparł sternik, nie jest to czas odpowiedni do podróży dla kobiet. Płyńcie chłopcy! płyńcie razem i żwawo.
W oka mgnieniu łódź oddaliła się o dziesięć sążni od brzegu. To wszystko stało się tak nagle, że Luiza nie miała czasu odgadnąć postanowienia męża i oprzeć mu się. Widząc łódź oddalającą się, krzyknęła:
— A ja, a ja! wołała usiłując wyrwać się z objęcia Michała, a ja, więc mnie opuszczasz!