panem u siebie admirale, zrobisz jak zechcesz. Pójdź San Felice.
I książę zszedł do kajuty admirała, ustąpionej mu przez tegoż, pociągając za sobą swego sekretarza.
Łódź zbliżała się. Admirał rozkazał zejść jednemu majtkowi na ostatni stopień schodów, sam zaś z założonemi rękami stanął na najwyższym.
— Hej, tam w łodzi! krzyknął majtek, kto idzie!
— Przyjaciel, odpowiedział Vanni.
Admirał uśmiechnął się pogardliwie.
— Trzymać się z daleka! powiedział majtek; rozmówcie się z admirałem!
Wioślarze wiedzący co znaczy karność u admirała Caracciolo, trzymali się zdaleka.
— Czego chcecie? zapytał admirał, tonem szorstkim i ostrym.
— Jestem...
Admirał przerwał mu.
— Nie potrzebujesz pan mówić, kto jesteś, ciebie zna cały Neapol. Nie pytam się kto jesteś, ale czego pan chcesz tutaj?
— Ekscellencjo, J. K. Mość nie mając miejsca na pokładzie Vanguarda aby mnie zabrać z sobą do Sycylii, odsyła mnie do Waszej Ekscellencji prosząc...
— Król nie prosi, król rozkazuje, gdzie jest rozkaz?
— Gdzie rozkaz?
— Tak, pytam gdzie on jest. Niewątpliwie przysyłając cię do mnie, król dał panu rozkaz, bo wie o tem dobrze iż bez jego rozkazu nie przyjąłbym na pokład takiego nędznika.
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1086
Ta strona została przepisana.