Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1123

Ta strona została przepisana.

ich się pozbyć i przy każdej sposobności wysyłającego ich na najgwałtowniejszy ogień.
Przez czas półtrzecia roku gdy mieszkałem w Neapolu, sąsiadowałem z setką galerników zajmujących wielką dodatkową salę więzienną, położoną w tej samej ulicy gdzie mój pałac. Ludzi tych nie używano do żadnej pracy, przepędzali oni dnie w zupełnej bezczynności. W lecie, w godzinach chłodu, to jest od 6 do 10 rano i od 4 do 6 wieczorem, siedzieli oni, albo oparci o mur, przypatrywali się wspaniałemu widnokręgowi którego krańcem jest morze Sycylijskie z rysującemi się na niem niewyraźnemi kształtami Kaprei.
— Co to za ludzie? zapytałem kiedyś agenta władzy.
Gentiluomini, gentlemani, odpowiedział mi.
— Co zawinili?
Nulla hanno amazzado: nic, zabijali.
W istocie w Neapolu zabójstwo jest tylko gestem i ciemny lazzaron nie zastanawiający się nigdy nad tajemnicą życia i śmierci, odbiera życie i zadaje śmierć nie mając najmniejszego wyobrażenia ani moralnego ani filozoficznego o tem co zadaje i co odbiera.
Wyobraźmy więc sobie krwawą rolę jaką muszą odgrywać w położeniu w jakiem przedstawiamy Neapol, ludzie, których pierwowzorami są Mammone pijący krew swoich jeńców i La Gala, którzy ich pieką i spożywają.