Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1143

Ta strona została przepisana.

— To prawda, użalałem się, odrzekł Nicolino z nieopuszczającym go nigdy dobrym humorem. Kiedy jestem wolny, jestem raczej ptakiem śpiewającym jak skowronek, lub gwizdającym jak kos, niżeli zamyślonym jak sowa; ale pozostając w klatce, wolę na honor książkę, jakkolwiek ona byłaby nudną, niż naszego dozorcę więzienia, mającego zwyczaj na najrozwleklejsze zapytania odpowiadać jednym wyrazem: Tak, albo: Nie, jeżeli raczy odpowiedzieć.
— A zatem Mości książę, będę miał zaszczyt przysłać mu kilka książek i gdybyś pan raczył wymienić jakie byłyby ci najwięcej pożądane...
— Doprawdy? Czy macie bibljotekę w zamku?
— Dwieście do trzystu tomów.
— Do djabła! Gdybym był wolnym, wystarczyłoby mi to na całe życie; w więzieniu na lat sześć. No, czy masz pan pierwszy tom Roczników Tacyta opowiadający o miłostkach Klaudjusza i o rozpuście Messaliny? Chętniebym przeczytał raz jeszcze, czego nie czytałem jak będąc w kollegium.
— Tacyta mamy, Mości książę, ale pierwszego tomu brakuje. Życzysz pan sobie następujących?
— Dziękuję. Szczególniej lubię Klaudjusza a Messalina była dla mnie zawsze najsympatyczniejszą istotą; a że w naszych dostojnych władzcach, z którymi miałem nieszczęście poróżnić się zupełnie niewinnie, w niektórych punktach znajduję wielkie podobieństwo z temi dwoma osobami, chciałbym robić porównania w rodzaju Plutarcha; porównania te przedstawione im, byłyby, jestem przekonany, doskonałym środkiem pogodzenia mnie z nimi.