dlatego iż lękałem się aby odwiedziny jej nie sprawiły panu przykrości, a jeżeli ją wpuszczę dzisiaj, to dlatego tylko, iż pan zapewniasz jak wielce przyjemne będą ci te odwiedziny.
— Tak, kochany komendancie, zapewniam. Czy jesteś zadowolony?
— Spodziewam się; nic mi nie sprawia takiej przyjemności, jak oddać małą przysługę moim więźniom.
— Tak; tylko pan długo się namyślasz.
— Mości książę, znasz przysłowie: kto umie czekać, wszystkiego się doczeka.
I podnosząc się z najprzyjemniejszym uśmiechem, komendant skłonił się więźniowi i wyszedł.
Nicolino przeprowadził go oczami, zapytując sam siebie, co mogło zajść tak nadzwyczajnego od wczorajszego dnia zrana, aby spowodować tak wielkie zmiany w postępowaniu jego sędziego i dozorcy.
Nie zdążył jeszcze odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdy drzwi więzienia znów się otworzyły wpuszczając kobietę zasłoną okrytą, która rzuciła się w jego objęcia podnosząc zasłonę.
Nicolini dobrze odgadł, dama zasłoniona była to markiza San Clemente. Narażając się na utratę łaski i stanowiska swego przy królowej, która zresztą ani słowa nie powiedziała jej o tem co zaszło i żadnej w swem obejściu nie okazała zmiany, markiza San Clemente, jak to mówił Roberto Brandi,