świadczonej odwagi Nicolina, serce mu biło gwałtownie, kiedy zadawał sobie to pytanie.
Nie upłynęło jeszcze dziesięć minut, gdy Nicolino usłyszał kroki na schodach, klucz obrócił się w zamku i drzwi się otworzyły, przez które wszedł zacny komendant trzymając świecę w ręku.
Roberto Brandi zamknął za sobą drzwi z największą ostrożnością, postawił świecę na stole, wziął krzesło i usiadł przy łóżku więźnia, który nie domyślając się wcale do czego te przysposobienia prowadzą nie przemówił ani słowa.
— I cóż, powiedział gubernator, dobrze ci mówiłem kochany więźniu, że zamek San-Elmo posiada niejaką ważność w kwestji mającej się rozwiązać jutro.
— I z jakiego powodu kochany komendancie, o tej godzinie przychodzisz do mnie winszować sobie tej bystrości umysłu?
— Gdyż to zawsze pochlebia miłości własnej, jeżeli możemy powiedzieć człowiekowi rozumnemu, jak pan: „Widzisz, miałem słuszność.“ Zresztą sądzę, że gdybyśmy czekali do jutra, aby pomówić o interesach, o których nie chciałeś mówić dziś wieczorem — wiem teraz dla czego — jeżeli będziemy czekać do jutra, mówię, może będzie za późno.
— Słucham, kochany komendancie, mówił Nicolino, zaszło więc coś bardzo ważnego od czasu naszego rozstania się?
— Sam to osądzisz. Republikanie podchwyciwszy nie wiem jakim sposobem, moje hasło, które było Pausilip i Partenope, nadeszli do placówki; tylko
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1172
Ta strona została przepisana.