Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1177

Ta strona została przepisana.

— To nie jest majątek mości książę. Pan co posiadasz miliony, powinieneś to rozumieć.
— Dziękuję!
— Nie, potrzeba mi 500,000 franków.
— Panie komendancie, z przykrością muszę ci powiedzieć, że nie dotrzymujesz słowa.
— W czem? Jeżeli ich nie od pana żądam.
— Tak, to co innego.
— A jeżeli zdołam skłonić króla Ferdynanda, iż mi udzieli taką samą sumę za moją wierność, jaką pan mi ofiarujesz za moją zdradę?
— Ah! jakiego brzydkiego wyrazu pan użyłeś! Komendant z komiczną powagą, właściwą neapolitańczykom, wziął świecę, zajrzał za drzwi, pod łóżko i powrócił stawiając świecę na stole.
— Co pan robisz? zapytał Nicolino.
— Patrzyłem czy kto nas nie podsłuchuje.
— Dla czegóż to?
— Bo jeżeli jesteśmy tylko we dwóch, pan wiesz że jestem zdrajcą, a może cokolwiek zręczniejszym, cokolwiek dowcipniejszym od innych, ale zawsze zdrajcą.
— W jaki sposób masz zamiar skłonić króla Ferdynanda, aby ci udzielił za twoją wierność 250,000 franków?
— Dlatego właśnie potrzebna mi pańska grzeczność.
— Rachuj na nią, ale wytłómacz się.
— Aby dojść do tego celu, nie mogę być twoim spólnikiem, potrzeba abym był twoja ofiarą.