Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1191

Ta strona została przepisana.

kie przedsiębrał Salvato. Na to właśnie najwięcej rachował młody dowódzca brygady. Rozbójnicy chcieli podejść Francuzów, a rozstawione na drodze placówki, plan ten zwęszyły.
Oficerowie już naprzód odebrali instrukcje. Villeneuve z trzema kompaniami poszedł drogą boczną i okrążając sad, ukrył się w rowie, dzięki któremu Salvato więcej niż 500 kroków mógł postępować za czterema rozbójnikami wracającymi do swej kryjówki; on sam z 60 huzarami umieścił się za folwarkiem; nakoniec resztę swoich ludzi oddał pod dowództwo majora, starego żołnierza, na którego krew zimną można było liczyć: oddział ten miał udawać że wpadł w zasadzkę, bronić się chwilę, potem rozpierzchnąć się i zwabić wroga aż za piekarnię, cofanie swe przekształcając zwolna w pozór ucieczki.
To czego spodziewał się Salvato nastąpiło. Po dziesięciominutowem strzelaniu, rozbójnicy widząc Francuzów zachwianych, wyskoczyli z kryjówek z głośnemi okrzykami. Francuzi jak gdyby przerażeni liczbą i gwałtownością napadających, cofnęli się w nieładzie i wrogowi tył podali. Po krzykach i groźbach, nastąpiły wycia i nie wątpiąc że republikanie znajdują się w bezładzie ucieczki, rozbójnicy ścigali ich nie zachowując ani porządku ani ostrożności; tym sposobem wpadli na drogę. Villeneuve dozwolił im się zapędzić; potem nagle podnosząc się i dając znak swoim trzem kompaniom aby się podniosły, rozkazał dać ognia, od którego legło przeszło dwustu ludzi. Potem natychmiast bie-