Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1199

Ta strona została przepisana.

jąc po liczbie i nieregularności strzałów z ręcznej broni, że Duhesme miał do czynienia z tysiącami ludzi, puścił konia galopem, rozkazując Thiebautowi, aby udał się za nim jak najspieszniej dla niesienia pomocy Duhesmowi. Thiebaut nie dał sobie tego powtarzać dwa razy: wyruszył i przybył szybkim biegiem.
Przebiegli most, przeszli po trupach zalegających ulice, przeskoczyli wyłomy barykad i przybyli w chwili, kiedy Duhesme zostawszy panem pola bitwy, kazał się zatrzymać swoim zmordowanym żołnierzom.
O sto kroków od żołnierzy Duhesma, wznosiła się brama Kapuańska, ze swemi wieżami, a dwa rzędy domów tworzących przedmieście, zdawały się zbliżać na przeciwko republikanów.
Nagle gdy się tego najmniej spodziewano, straszne strzelanie dało się słyszeć z tarasów i okien tych domów, na płaskim dachu bramy zaś dwie ręczne armatki zionęły kartaczami.
— Ah! na Boga! wykrzyknął Thiebaut, obawiałem się, ze przybędę za późno. Naprzód przyjaciele! To świeże wojsko, prowadzone przez jednego z najdzielniejszych oficerów armii, dostało się na przedmieście pomiędzy dwa ognie. Ale zamiast postępować środkiem ulicy, podwójna kolumna szła pod domami, kolumna lewa dawała ognia i do okien i tarasów z prawej strony, podczas gdy uzbrojeni siekierami sapery wybijali drzwi domów.
Wtedy waleczni żołnierze Duhesma wypocząwszy dostatecznie, zrozumieli obrót Thiebauta i wpadając