Hrabia nie ruszył się, nie krzyknął: umarł. Ojciec mój przywdział znów ubranie mnicha, włożył szpady do pochew, nabił pistolety i wrócił do pałacu biskupiego tak szczęśliwie jak z niego wyszedł. Konie czując się swobodnemi, puściły się same dalej, a że doskonale znały drogę robiąc ją dwa razy dziennie, same też wróciły do pałacu hrabiego; lecz rzecz szczególna, zamiast zatrzymać się przed drewnianym mostem prowadzącym do drzwi pałacu, jak gdyby rozumiały że wiozą nie żywego, ale umarłego, pojechały dalej i zatrzymały dopiero w progu małego kościoła założonego pod wezwaniem św. Franciszka, w którym hrabia mówił, że chce być pochowany. I w istocie rodzina hrabiego znając jego życzenia pochowała ciało w tym kościele i wystawiła mu tam pomnik. Wypadek ten narobił niemało hałasu; walka ciągnąca się między moim ojcem i hrabią była publiczną i rozumie się że współczucie było dla mego ojca ogólne: nikt nie wątpił że to on był sprawcą morderstwa, i jak gdyby Józef Palmieri pragnął sam żeby o tem nie powątpiewano, posłał wdowie stangreta dziesięć tysięcy franków. Młody brat hrabiego odziedziczył cały jego majątek oznajmił zarazem, że odziedzicza i zemstę. On to pomagać chciał bratu do porwania Angioliny; był to nędznik który w dwudziestym roku życia, popełnił już trzy czy cztery morderstwa. Co do porwań i gwałtów, nie można by ich zliczyć. Przysiągł że winny nie ujdzie mu, zdwoił straż otaczającą pałac biskupi i sam przyjął dowództwo. Maggio Palmieri nadal ukrywał się w pałacu biskupim. Rodzina jego i jego żony
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/120
Ta strona została przepisana.