ani jednego podmuchu wiatru i pod wiatr całą zatokę Salerno.
Nelson niespokojnie obrócił się ku czarnej masie przed nim się wznoszącej i nie przedstawiającej od strony południowo-zachodniej żadnego schronienia.
— Dobrze, rzekł, jesteśmy o milę od Kaprei.
— Chciałbym być o dziesięć mil, mruknął Henry, nie dość cicho jednak, aby go Nelson nie usłyszał.
Wiatr zachodni zadął, poprzednik nawałnicy o której mówił Henry.
— Każ spuścić reje i płynąć tuż pod kierunkiem wiatru.
— Wasza Ekscelencja nie obawia się o maszty? zapytał Henry.
— Boję się brzegów, to i wszystko, odpowiedział Nelson.
Henry głosem pełnym i donośnym marynarza rozkazującego wiatrom i falom morskim, powtórzył rozkaz stosujący się równocześnie do majtków i do sternika.
— Spuścić reje! płyńcie z wiatrem!
Król słyszał tę rozmowę i rozkaz, nic z tego nie rozumiejąc: odgadł tylko że groziło niebezpieczeństwo i że niebezpieczeństwo to pochodziło z zachodu. Wszedł więc na pomost i chociaż Nelson nie więcej rozumiał po włosku niż król po angielsku, zapytał go:
— Czy grozi nam niebezpieczeństwo milordzie?
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1307
Ta strona została przepisana.