spotkanie niebezpieczeństwa, rzucano się w nie głową naprzód.
— Sonduj, powiedział głos silny, i rozkazujący Nelsona, głośniejszy od burzy.
— Dziesięć sążni, odpowiedział głos kapitana Henry.
— Baczność wszędzie krzyknął Nelson.
— Skała na lewym boku zawołał majtek na straży.
Nelson zbliżył się do parapetu, zobaczył w istocie morze wściekle uderzające o 120 sążni.
Okręt posuwał się z taką szybkością że już prawie ominął skałę.
— Trzymaj ster! powiedział Nelson sternikowi.
— Skały na prawym boku! zawołał strażnik.
— Sonduj! powiedział Nelson.
— Siedm sążni! odpowiedział Henry. Ale sądzę że płyniemy za prędko; gdybyśmy spotkali skały przed sobą, nie mielibyśmy czasu ich uniknąć.
— Zwinąć żagle bocianiego gniazda na przednim i wielkim maszcie! Każ w trzech miejscach przewlec mały żagiel! Sonduj!
— Siedm sążni, odpowiedział Henry.
— Jesteśmy w przejściu między Panaria i Stromboli. Potem dodał półgłosem: — Za dziesięć minut albo będziemy ocaleni albo będziemy spoczywać na dnie morskiem.
I w istocie zamiast porządku z jakim zwykle biegną bałwany nawet w czasie burzy, bałwany zdawały się jedne o drugie roztrącać, tak że w tym całym odmęcie piany, której szum przypominał wycie psów Scylli, widziano tylko ciemną linię między
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1327
Ta strona została przepisana.