dwoma ścianami skał. W to ciasne przejście miał się puścić Vanguard.
— Wiele sążni? zapytał Nelson.
— Sześć.
Admirał zmarszczył brwi: sążeń mniej, a Vangriard osiędzie na dnie.
— Milordzie! powiedział sternik ponuro, statek nie idzie już!
W istocie ruch Vanguarda był prawie nieznaczny, i gdy poprzednio pędził przed burzą z szybkością jedenastu węzłów na godzinę, teraz nie możnaby więcej niż trzy sprawdzić.
Nelson patrzył w około siebie. Wiatr złamany przez małe wysepki wśród których płynął, mógłby zawładnąć tylko wysokiemi żaglami, gdyby te były rozwinięte. Z drugiej strony prąd podmorski zdawał się sprzeciwiać dalszemu posuwaniu się statku.
— Wiele sążni? zapytał Nelson.
— Ciągle sześć, odpowiedział Henry.
— Milordzie, rzekł stary sternik, sycylijczyk rodem z małej wioski la Place który widział zaniepokojenie Nelsona, milordzie, za pańskiem pozwoleniem, czy wolno mi powiedzieć jedno słowo?
— Mów.
— Prąd się wznosi.
— Jaki prąd?
— Prąd z cieśniny. I szczęściem dodaje nam pół a nawet całą stopę wody.
— Czy myślisz że prąd aż tutaj dochodzi?
— Dochodzi aż do Paolo, milordzie.
— Każ podnieść żagle bocianiego gniazda, za-
Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1328
Ta strona została przepisana.