rozporządzenia broń i amunicję potrzebną dla twego nielicznego oddziału z którym masz wyruszyć w pochód.
Król wziął dwa arkusze papieru, napisał i podpisał dwa rozkazy.
Tymczasem kardynał wyjął trzeci papier z kieszeni, rozłożył go i podsunął pod oczy króla.
— Co to jest? zapytał król.
— To mój dyplom na namiestnika i alter ego.
— Czy sam go zredagowałeś?
— Aby nie tracić czasu, N. Panie.
— A że ja nie chcę opóźniać twego wyjazdu.
I król położył rękę pod ostatnim wierszem.
Kardynał zatrzymał go w chwili, gdy chciał podpisać.
— Naprzód przeczytaj, N. Panie, powiedział.
— Przeczytam później, rzekł król. I podpisał.
Wszystko było urządzone, jak widzimy, nietylko z rozumnym rozkładem człowieka wojennego, ale jeszcze z oględną przezornością osoby duchownej.
Ferdynad był zachwycony.
Generałowie, oficerowie, żołnierze, ministrowie zdradzili go. Ci których powołaniem było nosić broń przy boku, albo wcale nie dobyli szpady, albo oddali ją wrogowi; ci których powołaniem było powziąć wiadomości i z nich korzystać, nie wiedzieli ich, lub wiedząc nie korzystali wcale; radcy których powołaniem było udzielać rady, nie znaleźli jej do u-