Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/1426

Ta strona została przepisana.

Luiza do swej służącej uczuła wstręt, jakiego nigdy nie doznawała.
— Co tu robisz i czego chcesz odemnie? zapytała.
— Oczekiwałam na panią, aby jej powiedzieć rzecz niezmiernie ważną, odrzekła Giovannina.
— I cóż takiego masz mi do powiedzenia?
— Że piękny bankier jest tutaj.
— Piękny bankier? O kim panna chcesz mówić?
— O panu Andrzeju Backer.
— O panu Andrzeju Backer! Jakim sposobem pan Andrzej Backer tu się znajduje?
— Przybył wieczorem około 10, chciał z panią mówić; stosownie do odebranych rozkazów, naprzód nie chciałam go przyjąć; wtenczas on tak uparcie nalegał że powiedziałam mu prawdę, to jest że pani nie ma w domu; sądził że to wybieg, a że mnie błagał w imię własnego pani interesu aby mu było wolno chociaż kilka słów powiedzieć, dozwoliłam mu zwiedzić cały dom dla przekonania go iż pani rzeczywiście w domu się nie znajduje; gdy pomimo jego próśb odmówiłam mu powiedzieć gdzie pani przebywa, wszedł do jadalnego pokoju, usiadł na krześle i powiedział, że będzie czekać na panią.
— A więc ponieważ nie mam powodu przyjmowania pana Andrzeja Backer o drugiej godzinie z rana, powracam do księżnej i nie wyjdę od niej, aż pan Backer moje mieszkanie opuści.
I Luiza zwróciła się, chcąc powrócić do swej przyjaciółki.
— Pani! odezwał się na drugim końcu korytarza głos błagający.