Strona:PL A Dumas La San Felice.djvu/160

Ta strona została przepisana.

— A gdybym to był ja, zapytał Salvato, cóżby się stało?
— Ah! gdybyś ty był, powiedział człowiek ponurym głosem spuściwszy głowę, stałoby się że musiałbym cię zabić, jeżeli dobrowolnie nie zgodzisz się oddać mi papierów które niesiesz.
— A więc, potrzebaby aby was zamiast czterech było dwudziestu, hultaje; czterech was nie dosyć aby zabić, a nawet okraść adjutanta generała Championnet.
— Dalej, to niewątpliwie on, przemówił naczelnik; trzeba z nim skończyć. Do mnie Beccajo!
Na ten rozkaz, dwóch ludzi odłączyło się od małych krytych drzwi, wyciętych w murze ogrodu i rzucili się na Salvatę z tyłu.
Ale na pierwsze ich poruszenie, Salvato dał ognia z dwóch pistoletów do dwóch ludzi stojących z nożami w ręku, i zabił jednego a ranił drugiego. Później odpiął płaszcz i rzuciwszy go daleko od siebie, odwrócił się z szablą w ręku, ciął w twarz tego, którego naczelnik wołał na pomoc pod imieniem Beccajo i ciężko zranił jego towarzysza.
Sądził się już uwolnionym od napastników, z których na sześciu czterech już było niezdolnych do walki, a mając już tylko do czynienia z naczelnikiem i jednym z jego zbirów, trzymającym się przezornie o dziesięć kroków od niego, łatwo sobie i z tymi ostatnimi poradzi, kiedy w chwili gdy się obrócił do nich dla natarcia, ujrzał jakby błyskawicę odczepiającą się z ręki naczelnika, świszcząc zbliżającą się ku sobie; w tym samym czasie uczuł